Początek stycznia 2014. Bierzemy urlop i jedziemy na trocie. Przed nami intensywne dwa dni łowienia. Jedziemy w składzie The_Animal, Banio, Ziomeki ja. To nasza kolejna wyprawa na trotki, kto wie, może tym razem coś złowimy. Dzień wita nas pięknym wschodem słońca. Mijają minuty, godzina, dwie.. nic się jednak nie dzieje. W brzuchu burczy, wieje zimny wiatr. Rozpalam więc ognisko. Dzwonię to chłopaków, oni też się grzeją przy ogniu. Kiełbasy nie kupiłem, smażę więc kanapki. Też smakują. W głowie siedzi mi jednak kebap z poprzedniego roku: duży, smaczny, pachnący...
Po paru godzinach idę w kierunku chłopaków. Po drodzę napotykam kretowisko zrobione przez kreta giganta. Może przekopał się z Fukuszimy? Po chwili spotykam Jacka. Robimy sobie po "słit foci" i łowimy dalej. Gdzieś w górze rzeki zamieszanie - jest hol. Po chwili na trawie ląduje...szczupak. A już łowiący jegomość zbierał gratulacje od swoich kolegów :) Z nikąd pojawia się Ziomek i Banio. Jeszcze kilkaset rzutów i jedziemy do hotelu. Kwaterujemy się w hotelu rodem z PRL-u - takie hotele mają swój klimat. Są tanie i porządne. Drink, prysznic, drink i jesteśmy gotowi do wymarszu na kababa. Nieco błądzimy, jednak tubylcy wskazują nam drogę. Po drodze zaliczamy miejscowy sklep wędkarski. Każdy kupuje kilka "killerów" i idziemy dalej. Jest kebap, piwko i bilard. Aaa... maszyna do wyciągania maskotek też jest. Kolejne 2 godziny mijają na relaksie. Najedzeni wracamy do hotelu. Czas na spanie.
Pobódka rano, zakupy w "Biedrze". Jemy coś w pokojach, poprawiamy nad wodą. Zmieniamy miejscówkę. Dzień mija na spacerze w przepięknej pogodzie. W takich chwilach człowiek wie, że nie ryba jest najważniejsza. W powietrzu czuć powiewy wiosny. Mijamy kolejnych wędkarzy, ktoś coś mówi o rybach złowionych w innych miejscach. W międzyczasie Ziomek z Baniem wyławiają worek z niewiadomo czym. Zasugerowałem im, co może być w środku, robi się ciekawie. Kombinują kto i czym ma otworzyć. Ostatecznie worek stacza się do wody i do dziś nie wiadomo co w nim było :) Po drodze znajduje świeże pudełko po robalach. Czyżby najlepsza przynęta na grudniowe trocie ? :)
Pod wieczór, kiedy to brakuje sił a nadzieja na branie odpłynęła w siną dal Banio krzyczy, że Animal zaciął rybę. Biegniemy do Jacka - rzeczywiście holuje rybę, to troć ! Kilka wyskoków, młynków, odjazdów. Animal sprawnym ruchem wyciąga rybę na brzeg. "Jestem Zwycięzcą" - krzyczy szczęśliwym głosem. Ano jesteś, jesteś, bez dwóch zdań! Gratulujemy mu sukcesu i zazdrościmy szczęścia. Niestety to jedyna ryba wyprawy. Czas wracać. Kolejna wyprawa na rzeczne trocie za nami. Pewnie kiedyś jeszcze tu wrócimy... :)
Grubyzwierz
STRONA
GŁÓWNA => RELACJE
Z WYPRAW
|