Często zagadując wędkarzy o to, czy dziś biorą, czy sezon jest udany, słyszę "Ehhh... kiedyś tu było tyyyyyle ryb, a dziś....". Chyba każdy wędkarz wie o czym mówię. Warto się zastanowić nad powodami takiego stanu rzeczy. Gdybym zapytał wędkarzy o najpowazniejsze czynniki wpływające na coroczne zmiejszanie się populacji ryb w danym zbiorniku na pewno bym usłyszał: kłusole, rybacy, przyducha zimowa i letnia oraz duża presja wędkarska. Zastanawiam się tylko, czy przeciętny wędkarz ma wobrażenie ile rocznie ryb wyławiają sami wędkarze.

Fotka, buzi i do wody to zasada, którą stosuje coraz więcej wędkarzy
Wyobraźmy sobie sytuację, gdy nad zbiornik
X przyjeżdża każdego roku stu wędkarzy - spinningistów.
Niech każdy z nich podczas sezonu zowi tylko 10 miarowych szczupaków,
które następnie zabierze do domu. Już mamy 1000 ryb mniej
a jak do tego dojdzie złodziejstwo kłusowników, których
wszędzie jest pełno, to robi nam się naprawdę ładna sumka. Rok
po roku i w jeziorze jest coraz mniej szczupaków. Warto
się zastanowić, czy każdy złowiony szczupak, karp czy okoń musi
by przez nas zjedzony. Nie jestem za całkowitym zakazem zabierania
ryb do domu, gdyż czasem sam mam ochotę na świeżutką rybkę. Wiadomo, że samodzielnie złowiona i
przygotowana ryba smakuje najlepiej, ale czy każda większa sztuka
musi trafić na patelnie? Wędkarstwo to
nie sposób na zapełnienie lodówki. Czy nie lepszą pamiątką będzie zdjęcie
ryby i świadomość, że po buziaku wróciła ona do wody? Być może w przyszłym sezonie
znowu się z nią spotkamy... Wtedy będzie większa, waleczniejsza...
Zachęcam wszystkich do częstego stosowania zasady "złów i wypuść" a gwarantuję Wam, że za kilka lub kilkanaście lat dużych ryb będzie
zdecydowanie więcej. Jadąc wówczas nad wodę nie zejdziemy "o kiju" ale z drżącymi od emocji nogami. Wydaje się to dość egoistyczne podejście, ale takie już nasze hobby. W walce o rybne wody nie mamy zbyt wielu sprzymierzeńców, dlatego starajmy się sami dbać o zasobność wód w których łowimy.
|