Wyjazd na morskie trocie stał się faktem. Po rezerwacji domku i promów zostało nam tylko czekać. Data wyjazdu zbliżała się wielkimi krokami. Tak jak kilka miesięcy przed wyjazdem martwiliśmy się o to, czy aby nie będziemy w Danii w środku zimy, tak później zastanawialiśmy się, czy zamiast troci nie będziemy łowili belony. To wszystko przez wiosnę, która przyszła do nas z miesięcznym wyprzedzeniem.
W końcu nastał dzień wyjazdu. Jak zawsze zrobiliśmy sobie fotkę przed autem - taka obowiązkowa pamiątka :) Później już tylko droga i droga.. Na promie byliśmy godzinę przed planowanym czasem. Wykorzystaliśmy to na chwilę drzemki. Spaliśmy również na promie, z braku łóżek na wszystkim czym się dało. Był też automat wypchany maskotkami, któremu nie mogłem przepuścić :)
Kolejne kilka godzin to dalsza podróż. W końcu docieramy do naszego domku. Kolejna obowiązkowa fotka - tym razem z toastem. Szybkie szykowanie sprzętu, głaskanie przynęt... i nad wodę !!
Pierwsze branie ma Ziomek. Od razu widać, że walczy z dużą rybą. Ryba kilka razy wyskakuje ponad lustro wody, młynkuje. Gdy jest kilka metrów od nas widzimy, że ma różowe akcenty... Ktoś rzuca, że to może tęczak.. ? Chwilę później ryba ląduje w podbieraku Ziomka. Tak, to piękny tęczak! Wspaniały początek naszej wyprawy. Czekamy na kolejne brania !
Chwilę później branie ma Banio! Efektowne świece, kilka młynków i ryba ląduje w podbieraku. To pierwsza troć wyprawy.
Do wieczora mamy kilka brań, jednak nie wyciągamy nic poza kilkoma krótkimi trociami. Jednak cieszy fakt, że ryby są i dobrze żerują.
Kolejny dzień to spanie do 9:00. Następnie śniadanko, tuning przynęt i nad wodę ! W tym czasie Krzysiek zwiedza port robiąc kilka fajnych fotek. Koło południa meldują się pierwsze krótkie trocie. Pod wieczór zmieniamy miejscówkę. The_animal zacina tam piękną troć o długoci 62 cm. Pierwsza większa ryba wyprawy!
Kolejny dzień, kolejne ryby. Ziomek przerzuca kolejne trocie 40-stki, doławiając w miedzyczasie dużego tobiasza. Banio biega po skarpie robiąc fotki "z lotu ptaka". Przedpołudnie upływa bardzo szybko. Czas wracać do domu na obiad. "All inclusive" po polsku, czyli pulpety, fasolka i bigos.
Puste żołądki szybko przerabiają obiad. Czas ewakuować się nad wodę na świeże powietrze :)
Banio pokrzepiony obiadem zacina troć. W oddali widać spławiające się morświny. Podpływają naprawdę blisko. Chwilę póniej Ziomek przychodzi z trocią +50. Zaraz później Animal ma dwa brania. Niestety odnotowuje dwie spinki. Chcąc się odgryźć za poprzednie spinki zacina troć + 40 cm a kilka chwil później +50. Ziomek również wyciąga kilka wymiarowych trotek. Tego wieczoru ryby żerują świetnie !
Banio tymczasem zaczął ćwiczyć jogę. Nawet mu to wychodziło. O mały włos trotka nie ściągnęła go pod wodę. Animal i Ziomek tymczasem holowali kolejne ryby, ja obserwowałem morświny. Po wyczerpującym dniu poszliśmy do domku.
Kolejny dzień i niemiła niespodzianka - bardzo silny wiatr. Nasza miejscówka zamieniła się w błotnistą zatokę. Po znalezieniu w miarę zacisznej miejscówki przystąpiliśmy do łowienia. Banio postanowił zapolować na inne ryby - z rosówkami i gruntówką. Po chwili wyjął kura i flądroturbota. Animal tymczasem upolował ładną trotkę, wcześniej jedną spiął w trakcie holu. Po kilku godzinach bez ryby, zmieniając raz po raz miejscówki, wróciliśmy do domu.
Kolejny dzień to kolejne brania. Przeważają ryby ok. 40 cm. Szkoda je meczyć robiąc zdjęcia, zresztą każda chwila się liczy bo chwila to kolejny rzut, który może dać to jedne jedyne wielkie rybsko. Jedynie Banio tego dnia wyciąga fajną troć, Ziomek dla odmiany łowi dorszyka.
Kolejny dzień przyniósł zmianę kierunku wiatru. Wiedzieliśmy, że trafiły się wymarzone warunki. Woda lekko trącona, niosąca różne organiczne zawiesiny. Trocie musiały żerować ! I tak też było. Nie były to okazy, raczej taki standard ok. 40-45 cm. Dużo troci nie miało wymiaru. Jedynie Animal miał więcej szczęścia i złowił piękną srebrną torpedę.
Wieczorem, kiedy opadałem już z sił a ból pleców stawał się niedowytrzymania poczułem na kiju potężny opór. Odruchowo zaciąłem i zaczęło się. Piękna gra sprzęgła oznaczała jedno - po drugiej stronie miałem piękną troć. Nie wiem ile trwała walka z rybą, ale chyba dość długo. W końcu udało mi się ją podebrać - troć o długości 70 cm. Radość podwójna, gdyż złowiłem ją na swojego woblera imitujacego tobiasza.
Kolejny dzień to kolejne hole. W przerwie między połowami Banio z Ziomkiem przygotowali tatara z troci. Rewelacja !
Ostatni dzień łowów. Wracamy do domu. Po drodze odwiedzamy klify. Nie szło tam jednak łowić z powodu bardzo mocnego wiatru. A szkoda, bo w drugim rzucie miałem ładną troć na kiju, w kolejnych rzutach ryba odprowadziła przynęte pod moje nogi. Zmieniliśmy miejscówkę. Kolejne godziny łowów. Powoli opadamy z sił, bolą plecy, ręce. Wieczorem Ziomek doławia dwie "czterdziestki". Banio relaksuje się na kamiennym łożu. Ostatnie spojrzenie na "Raj" i powrót do domu. Kiedyś na pewno tu jeszcze wrócimy...
Z pozdrowieniami
Grubyzwierz
STRONA
GŁÓWNA => RELACJE
Z WYPRAW
|