Wszystko zaczęło się pod koniec 2012 roku, podczas spotkania wigilijnego Team Zachód. Podjęliśmy wówczas decyzję o kwietniowym wyjeździe do Danii. Miejscówkę wyszukał Animal. Malownicze krajobrazy od razu przypadły nam do gustu. Pozostało tylko znaleźć domek, zamówić prom i uzupełnić braki w sprzęcie. Tygodnie mijały szybko, nadszedł dzień wyjazdu. Nasz Team ponownie zebrał się, by zmierzyć się z Królową Bałtyku - morską trocią. Wyruszyliśmy w składzie: Banio, Krzysiek, The_Animal, Ziomek i Grubyzwierz.
SOBOTA.
Z Zielonej Góry wyruszamy około 22:00, po drodze zgarniamy Ziomka i kierujemy się na prom. Jesteśmy godzinkę przed czasem, mamy więc chwilę na rozprostowanie kości. Na promie czas mija szybko, chyba głównie przez to że każdy z nas spał. Wczesnym rankiem docieramy do wybrzeży Danii. Przed nami jeszcze 2 godziny jazdy przez malowniczą okolicę. W końcu docieramy do celu. Szybkie oglądanie domku, tarasu i portu - jest pięknie. Zaczynamy szykować sprzęt i testować przynęty. Krzysiek robi powitalne drinki. Na to czekaliśmy cały rok!
Team Zachód - powered by...
Sprzęt gotowy, ruszamy! Ziomek z Baniem idą sprawdzić jedną miejscówkę, ja z Animalem idę w drugą stronę. Na skarpach brzegu widać hałdy śniegu. Wrzucam termometr do morza, woda ma 4 stopnie. Łowimy około 2 godziny po czym wracamy do domku na kolację. Ryb brak, poza kurem rogaczem złowionym przez Bania.
NIEDZIELA.
Wstajemy koło 8:00. Jemy śniadanie i jedziemy na nowa miejscówkę. Przed nami schody do nikąd. 15 minut marszu w dół. Aż strach pomyśleć ile minut się wraca... W końcu widać morze. Jest pięknie. Klify wspaniale wyglądają w porannym słońcu. Szybko ubieramy spodniobuty i zaczynamy łowienie. Krzysiek w tym czasie spaceruje brzegiem robiąc zdjęcia. Brań niestety nie ma. Wracamy do domku na obiad.
Wieczorem ponownie jedziemy łowić. Odwiedzamy nową miejscówkę. Zaczyna się przypływ, przy brzegu widać tysiące kiełży. Z Ziomkiem dochodzimy do wniosku, że trocie muszą zaraz brać. Wszystkie okoliczności za tym przemawiają. Na potwierdzenie tego Ziomek ma branie. Jest troć ! Piękna morska troć . Bierze tuż pod Ziomka nogami. Po widowiskowym holu i kilku świecach ryba ląduje w podbieraku.
Było już prawie ciemno, ale pobiegłem na obiecującą miejscówkę. Bardzo mi przypominała tą sprzed roku, gdzie późnym wieczorem spięła mi się duża troć. Daleki rzut na ukos w zatokę.. jest branie! Troć jest silna, odpływa kilkukrotnie na hamulcu. W końcu podciągam ją pod nogi, widzę jaka jest duża. Z ledwością wprowadzam ją do podbieraka. "Uuuuuuu..!!!" - wydzieram się z radości. Mierzy równo 77 cm, waży 4,45 kg. Piękna morska troć. Zabieram rybę i idę do chłopaków gdzie Krzysiek robi nam zdjęcia.
Z uśmiechami na twarzy wracamy do domku, gdzie przy szklaneczce whiskey planujemy kolejny dzień wyprawy na morskie trocie.
PONIEDZIAŁEK
Nad wodą jesteśmy około 8:00. Przy brzegu znajdujemy wyrzuconą na brzeg węgorzycę. Brań troci jednak nie ma. Koło południa wracamy do domku. Animal smaży ryby, Krzysiek robi drinki. Trocie są bardzo smaczne, każdy oblizuje palce.
Po południu jedziemy na nowe miejsce. Woda jest bardzo czysta, uważamy że trudno będzie przechytrzyć troć. Niedaleko widać spławkę, jednak w nasze przynęty ryby nie chcą uderzyć. Nagle Ziomek tuż pod nogami ma branie. Wyciąga troć na własnego woblera. Trudno nam w to uwierzyć, przecież ten wobler wyglądał jak kołek z kotwicami :) Podczas robienia zdjęć widzimy jak troć wypluwa węgorzyce. Wszystko staje się jasne. Ziomek chcąc nie chcąc zrobił woblera przypominającego tą rybkę i pewnie dlatego tak ochoczo troć uderzyła w jego przynętę. Podwójna radość Ziomka :)
Wieczorem wracamy na miejscówkę, gdzie dzień wcześniej złowiliśmy trotki. Ziomek wyciąga jedną rybę, oczywiście na swojego woblera. Branie ma również Animal. Wyciąga kura, coś koło 30 cm. Kawał ryby!
WTOREK
Kolejny piękny słoneczny dzień. Jedziemy na klify.
Kiedy już powoli mamy dość Animal trafia na miejscówkę, gdzie widać spławy troci. Jednak te wcale nie chcą atakować podsuwane przez niego blaszki. W końcu trafia w przynętę, rzut i branie! Zacina rybę. Jest troć!
Wracając gratuluję Animalowi ryby pytając, czy nadal widać spławy. Animal odpowiedział mi, że widać i że mogę sobie rzucić kilka razy. Miałem akurat zestaw spirolino. Branie nastąpiło w pierwszym rzucie. Dzięki Animal za udostępnienie miejscówki! :)
Jedziemy na obiad. Chcemy wrócić pod klify na wieczorne łowienie.
Kiedy zajeżdżamy nad wodę widać postępujący odpływ. Ryby zniknęły, w miejscu gdzie z Animalem wyjąłem rybę jest wody po kostki. Ziomek wyciąga jedną trotkę, po chwili kolejną. Do nocy nic się nie dzieje, wracamy na kolację.
ŚRODA
Od rana pada deszcz. Po południu wraca słońce. Jednak postępujący odpływ wypłyca znacznie miejscówki. Dodatkowo woda jest bardzo zmącona kredowym osadem. W zasadzie nie mamy gdzie łowić. Krzysiek z Animalem nie marnują czasu na szukanie głębszych miejsc i zwiedzają port. Ziomkowi udaje się złowić krótką trotkę.
Wieczorem zrywa się bardzo mocny południowo-wchodni wiatr. Oznacza to zmętnienie wody praktycznie na każdej z miejscówek. Jeździmy od miejsca do miejsca szukając możliwości połowu. Jednak bezskutecznie, wszędzie widać mleczną wodę.
CZWARTEK
Warunki niesprzyjają, wciąż wieje, ale jedziemy nad wodę. Woda mętna, wszędzie glony. Odkładam wędkę i szukam bursztynów. Ziomek-twardziel nie poddaje się i ponownie na swojego woblera wyciąga trotkę. Ah... chciałoby się mieć takiego w pudełku i tyle samozaparcia :)
Warunki pogodowe nie zmieniają się przez cały dzień. Oznacza to czas na zwiedzanie. Trafiamy przypadkowo do skansenu. Piękny zadbany teren, brak śmieci. Jesteśmy w skansenie sami. Uderza brak kamer, ochrony, tabliczek z zakazami... Odnosimy to do polskiej rzeczywistości... W drodze powrotnej trafiamy na walkę bażantów.
PIĄTEK
Wciąż wieje wiatr. Dzień mija nam na spaniu :) Wieczorem podmuchy ustają i jedziemy nad wodę! Nieduża trotka melduje się na zestawie Ziomka. To już jego szósta wyjęta ryba.
SOBOTA
Dzień wyjazdu. Rano pakujemy graty, zdajemy domek. Prom mamy wieczorem, przed nami 3-4 godziny łowienia. Jedziemy na klify. Akurat zaczyna się przypływ, woda podnosi się w oczach. Ziomek zacina troć, po chwili i ja mam branie. Biedny Krzysiek biegnie przez pół wybrzeża by zrobić mi zdjęcie. Po chwili widzimy w oddali jak Ziomek holuje kolejną troć. Tym razem zdecydowanie większą. Krzysiek wraca zrobić mu zdjęcie. Nie minęło kilka minut jak i ja mam kolejną troć. Ryba jest bardzo silna, jej nagły atak zsuwa mnie z kamienia, wpadam do wody po szyję. Ryba jednak na szczęście się nie spięła. Po chwili w podbieraku ląduje przyzwoita trotka.
Pora kończyć łowienie, ostatni rzut okiem na wodę. Nadchodzi czas podsumowań. Odjeżdżamy mając pewien niedosyt. Silny wiatr uniemożliwił nam łowienie praktycznie przez dwa dni. Zabrakło miejscówek głębokich, dobrych do obławiania rówież podczas odpływu oraz tych osłoniętych od podmuchów. Ryb było jednak więcej niż w poprzednim roku. W pamięci utkwiły nam krajobrazy. Zobaczyć klify, łowić u ich podnóża - bezcenne. Zdjęcia nie oddają nawet w małej części ich piękna.
...
Dzięki chłopaki za wspólną wyprawę. Mam nadzieję, że przed nami są kolejne i kolejne.. Jako TEAM ZACHÓD łowimy już 6 lat, szybko minęło... Czas myśleć o następnej wyprawie na trocie, może ponownie Bornholm... ? :) Krzysiek pewnie pojedzie z nami, jako nasz etatowy fotograf :)
Grubyzwierz
Fotki: Krzysiek, Animal, Ziomek, Grubyzwierz
STRONA
GŁÓWNA => RELACJE
Z WYPRAW
|