Majowe szczupaki i bolenie nie chciały za bardzo współpracować, zaczęliśmy więc zastanawiać się nad alternatywnym łowieniem. Tak się złożyło, że nadarzyła się okazja jechać nad morze. Spakowaliśmy więc kilka gratów w samochód i wyruszyliśmy. Nasz skład: The_Animal z żoną Anką, Krzysiek i ja.
W Dziwnowie jesteśmy wcześnie rano. Po zaparkowaniu samochodu w okolicy portu idziemy w kierunku morza w poszukiwaniu wędkarzy i żerujących ryb. Jednak nikogo nie widzimy, być może przegonił wszystkich błąkający się po plaży wilk...? W końcu przez lornetkę dostrzegamy wędkarzy. Wracamy do samochodu i jedziemy w kierunku łowiących.
Szybkie zakwaterowanie w nadmorskiej stancji i biegniemy w kierunku morza. Ubieramy spodniobuty i do wody. Wszędzie widać żerujące belony. Trafiliśmy chyba w dobrą miejscówkę. Po niedługiej chwili pierwsze ryby meldują się na zestawach. Średnio na 30 ataków zacinamy jedną belonę. Oj, działają nam na nerwy te ryby, działają :) Mimo tak licznych spadów kolację udaje nam się złowić. Ryby są smaczne a ich ości rzeczywiście zielonkawe :)
W niedzielę wstajemy wcześnie rano. Jak się później okazało - niepotrzebnie. Ryby i tak biorą dopiero koło południa. Kiedy z Animalem gryziemy dolniki wędek po kolejnym spadzie belony, Anka i Krzysiek leżą na leżaczkach i opalają się. Po południu zrywa się lodowaty wiatr, morze zaczyna dość mocno falować. Belony żerują wciąż dobrze dostarczając nam sporo adrenaliny. Podoba nam się takie łowienie. Mamy nadzieję, że w przyszłym roku ponownie staniemy w wodach Baltyku by łowić te waleczne ryby.
STRONA
GŁÓWNA => RELACJE
Z WYPRAW
|