Początek sierpnia spędziłem w Pszczewie. Wybrałem się wówczas z tatą na płotki. Ryby łowiliśmy na wodzie o głebokości ok. 8m, mniej więcej 300 m od brzegu. Z gruntu brały sztuki ponad 20 cm, kilka trafiło się pod 30 cm. Ryby może nie należały do okazałych, jednak walczyły naprawdę przyzwoicie dostarczając nam wiele emocji.
Po powrocie do Zielonej Góry rozpocząłem przygotowania do karpiowej zasiadki. Zakupiłem potrzebne składniki do wyrobu kulek i wziąłem się za robotę. Swoje kulaski wzbogaciłem sporą ilością rybiego pelletu i konopii, stąd ich ciemnobrązowa barwa. Rybny zapach przebiłem niewielką ilością aromatu truskawkowego i muszli. Plan był prosty: nęce od poniedziałku, w czwartek pierwsza nocka. Poza kulkami do wody wrzucałem dwa rodzaje granulatów, a także skomponowaną przeze mnie gotowaną mieszankę nasion. Wcześniej nigdy ich nie stosowałem, stąd moje początkowe obawy. Jak się później okazało, były one zupełnie bezpodstawne... Przy okazji nęcenia zarzucałem wędki gruntowe z martwą rybką z nadzieją na branie sandacza. Jednak zamiast tych ryb brały okonie o długości 25-30 cm.
W czwartek, 5 sierpnia pojechałem na zasiadkę. Rozbiłem namiot, wywiozłem zestawy. Po północy pierwszy odjazd. Do podbieraka trafia karpik o wadze 6,5 kg. Ok. 5:15 kolejne branie. Podobnej wielkości karpik trafia do drugiego worka. Gdy chce zrobić rybom sesje zdjęciową okazuje się, że wysiadły mi baterie w aparacie. Nowe bateryjki dostaję dopiero ok. 14:30. Ryby zdążyły już odpocząć na tyle, że jeden z karpi zaraz po wyjęciu z worka wyślizguje mi sie z rąk jeszcze przed zrobieniem zdjęcia :) Przy okazji focę przyłów - czarne leszcze. Karpie oczywiście wracają do wody, leszcze natomiast zabieram na kolację. W ciągu dnia nic się nie dzieje. W nocy branie - kilka piknięć sygnalizatora i cisza. Za chwile to samo. Podchodzę do wędki, zacinam - leszcz ok. 1,5 kg ląduje w podbieraku. Jest dopiero przed północą wywożę więc ponownie zestaw. Wrzucam go tym razem na głębszą wodę, obsypując pelletem i granulatem. Ok. 6:00 rano podobne branie. Nie chce mi się wstawać z wyra ponieważ czuję, że na dworze zimno. Jednak w końcu podchodzę do wędki i przy kolejnym podniesieniu się bombki hangera zacinam. Coś jest! Chyba gruby leszcz. Czuje jak zestaw przesuwa się po rurce sygnalizacyjnej. Wędkarskim nosem wyczuwam parokilowego leszcza. Jednak z każdą sekundą holu ryba zaczyna nabierać sił. Widzę jak żyłka przesuwa się dość szybko w prawą stronę łowiska. Coś jest nie tak... W razie czego wskakuję na ponton i zabieram podbierak. Gdy ryba jest ok. 40 m ode mnie, czuje że to nie leszcz tylko karp. Całkiem przyzwoity karp. Dopiero przy pontonie okazuje się, że to całkiem niezła sztuka. Duża, ale jakoś dziwnie spokojna, za spokojna... Delikatnie podsuwam rybę w kierunku podbieraka. Już prawie jest w środku... Aż tu nagle bzyyyyyyyyyyyyyyyyt! Kilkunastometrowy odjazd. Dotknięta podbierakiem ryba wpadła w szał. Po kilkunastu próbach podebrania w końcu ląduje w podbieraku. Wiem, że karp ma ponad 10 kg, ale ile dokładnie ! Na brzegu ważenie: JEST REKORD! Ok. 16,5 kg. Jestem szczęśliwy. Sesję fotograficzną wykonuję od razu, nie czekając aż karp nabierze sił w worku. Niestety źle ustawiłem aparat i zdjęcia sa bardzo kiepskiej jakości. Kolejnego poranka ok. 3 w nocy kolejne branie: podbieram karpika o wadze wskazującej na to, że chyba uciekł z wigilijnego stołu. Jest mały, ale za to bardzo ładnie ubarwiony.
Kolejny wypad na ryby to spinning. Powiem szczerze przeżywałem w tym czasie jakąś wyjątkową niechęć do spinningu, nie chciało mi się łowić. W końcu się zmotywowałem i pojechałem na odcinek Odry, gdzie mieliśmy mieć zawody wędkarskie w naszym kole. Na przelewie na kleniowego woblerka złowiłem bolenia. To nieco postawiło mnie na nogi i na kilka chwil przed zamknięciem listy startowej zapisałem się na zawody.
Podczas zawodów dominowały okonie, trafiały się również szczupaki. Klasę pokazał Ziomek, który złowił: okonie, szczupaki, bolenia i klenia. To on stał się bez wątpienia zwycięzcą pierwszej tury zawodów o tytuł Mistrza Koła. Gratulacje ! Teraz jeszcze druga tura i Ziomek będzie naszym Mistrzem. Swoją drogą - jeśli chodzi o odrzańskie drapieżniki i bez tytułu nim jest. Piątą lokatę wywalczył Adaś, ja zawody skończyłem na siódmym miejscu. Do następnego razu chłopaki! :)
Gdzieś między karpiową zasiadką a zawodami spinningowymi pojechałem odwiedzić rodziców. Przy okazji przetestowałem skafander wypornościowy JAXON. Testowałem go bez spodni, gdyż zimą uszkodziłem zewnętrzną tkaninę, przecinając ją ostrzem wiertła. Nie chciałem przez to zamoczyć waty ocieplającej. Pływało się w nim bardzo fajnie, na pewno wędkarz nie pójdzie w nim na dno. :)
Wprawdzie w sierpniu nie byłem zbyt często nad wodą, jednak udało mi się złowić pięknego karpia. Sprawdziła się moja taktyka nęcenia oraz nowo zastosowane granulaty i mieszanka nasion. Już wiem, że bez nich na kolejną zasiadkę się nie ruszam...
STRONA
GŁÓWNA => RELACJE
Z WYPRAW
|