Odra
- nowa super miejscówka
Czas
szybko zleciał. Od ostatniej wyprawy na ryby minął prawie miesiąc.
Sam nie wiem jak wytrzymałem tak długo bez choćby kilku
chwil nad wodą. Być może myśl, że mam rozwalony samochód
studziła mój zapał a zupełny brak wolnego czasu odganiał
myśli o rybach z Odry... Ale na szczęście samochód został
zrobiony, nadgoniłem wszystko to, co miałem do zrobienia i tak oto
mogłem się przygotować do kolejnej wyprawy na "grubegozwierza"...
W
niedzielę ok. 15:00 pojechałem do Przemka a tam przesiadłem się
do fury jego mamy i w trójkę pojechaliśmy nad Odrę. Tym razem
Przemek chciał mi pokazać swoje najbardziej tajne z tajnych główek
na Odrze. Po dotarciu nad wodę nie widziałem w tych główkach
nic ciekawego. Na pierwszy rzut oka wyglądały jak wszystkie pozostałe
na znanych mi odcinkach Odry. Po kilku pierwszych rzutach jednak
wszystko się wyjaśniło. Brzegi główek stromo opadały w kierunku
klatek tworząc sporą głębie usłaną większymi i mniejszymi kamieniami.
Po
przygotowaniu zestawów (łowiłem pierwszy raz na plecionkę!)
wybrałem przynętę. Na "pierwszy ogień" poszedł mój
ulubiony twister. Już w pierwszym rzucie udało mi się zaciąć całkiem
ładnego szczupaka. Bardziej mi przypominał esoxa z jeziora niż z
rzeki, gdyż był dość spasiony. Widać, że nie szczędził sobie trącej
się drobnicy.
W tym samym czasie Przemo wszedł do wody i zaczął
obławiać napływ. Łowił z opadu aby skusić do brania sandacza. W
pewnym momencie miał mocne branie, ale sandacz tylko skubnął mu
gumę.
W
chwilę potem Przemo zaczął obławiać warkocz i kamienną rafę, z której
wyjął szczupaczka.
Po
dwóch godzinach szukania szczupaków i sandaczy postanowiliśmy
iść w górę rzeki. Na super tajnej główce łowiła Przemka
mama. Z gruntówkami czekała na branie sandacza. Ja tradycyjnie
poszedłem obłowić napływ. Tymczasem Przemek śmiał się do mamy, że
pewnie znowu w pierwszym rzucie wyciągnę szczupaka. Zanim zaczął
to mówić usłyszał świst wędki. Na skraju nurtu i spokojnej
wody miałem branie. Drapieżnik (na 99% szczupak) był dość spory,
miał pewnie z 1,5-2 kg. Piszę, że miał, bo po kilku sekundach popełniłem
straszny błąd - zluzowałem na kilka sekund żyłkę, co wykorzystane
zostało przez rybę. Tyle ją czułem na kiju. Nie będę pisał jak się
wkurzyłem, bo to każdy pewnie dobrze rozumie...
Mijały
kolejne minuty jak uczyłem się łowić z opadu. Przemek w tym czasie
postanowił obłowić kamienna rafę, z której udało mu się wyjąć
kilka szczupaków i sandaczy. W jednym z pierwszych rzutów
zaciął sporego drapieżnika. Pytanie było - sandacz czy szczupak?
Okazało się, że to piękny szczupak.
Miał
dobre 70 cm i pewnie z 2,5 kg. PO wyjęciu tak pięknej ryby Przemek
zaczął się ze mnie wyśmiewać, że nie chciałem go słuchać i zamiast
obłąwiać rafę rzucałem gdzieś po płyciznach ;)
Około
godziny 20:30 przy warkoczu, dokładnie nad szczytem kamiennej rafy
nastąpił atak drapieżnika na ukleje. Migiem zająłem odpowiednie
stanowisko i zacząlem obławiać miejscówkę. W którymś
tam rzucie z rzędu mój twister zaczął czepiać się o kamienie.
Podkręciłem wtedy nieco mocniej kołowrotkiem. W tym momencie nastąpiło
mocne przytrzymanie. Zaciąłem...........JEEEEEEEEST!! Od razu poczułem,
że mam coś większego na haku. Szczupak kilka razy odjechał przy
muzyce sprzęgła aby w końcu poddać się i wylądować na brzegu. Zaprosiłem
go na sesję zdjęciową. Wyglądał mniej więcej tak:
To
prawdziwy Grubyzwierz!! W końcu udało mi się złowić większego
szczupaka. W tym miejscu słowa podziękowania należą się Przemkowi,
który idealnie namierzył kamienną rafę i zabrał mnie na swoje
super tajne łowisko :D
Do
końca dnia z Przemkiem złowiliśmy po okoniu a on dodatkowo jeszcze
dołowił szczupaczka.
Około
godziny 22:00 pojechaliśmy do domu.
STRONA
GŁÓWNA
=> RELACJE
Z WYPRAW
|