Autor: Przemysław Lech
Latem 2004 roku polowałem, a raczej próbowałem polować, na karpie. Przez kilka tygodni intensywnie nęciłem łowisko na jednym z krośnieńskich jezior. Efekty nawet były, ale karpia godnego uwagi nie złowiłem. Trafiłem kilka ładnych, ponad 10 kg amurów, ale nie one były moim celem. Chociaż ich hole wspominam bardzo miło. Wydaje mi się, że zabrakło mi po prostu doświadczenia i trochę szczęścia. Zdecydowałem, że w 2005 poszukam karpi na Odrze. Chciałem podzielić się z innymi wędkarzami moimi spostrzeżeniami, dotyczącymi tych łowów. Może uda mi się namówić kogoś, aby przeniósł się z zadeptanych jezior nad wciąż rybne odrzańskie wody. Wydaje mi się, że doświadczony karpiarz (ja się do takich absolutnie nie zaliczam) osiągnie na wodzie płynącej sukcesy nie mniejsze niż na łowiskach jeziorowych. Mam wrażenie, że rzeczne karpie jest łatwiej skusić do brania, niż te z jezior (dużo większa niż w wodzie stojącej konkurencja pokarmowa). Problemem natomiast może być odnalezienie odcinka rzeki gdzie karpie występują. Miałem o tyle łatwiej, że znam dość dobrze kilkunastokilometrowy odcinek Odry – przecież tu się wychowałem. Polecam odcinki nie koniecznie o dużej głębokości. Za najlepsze uważam miejsca jak najdziksze (wiem, że o takie trudno w dzisiejszych czasach). Dobrze, gdy główki są niezbyt głębokie, z zaczepami – to odstrasza innych wędkarzy. Regularnym nęceniem, a takie uważam za konieczne, ściągniemy karpie nawet z dużej odległości. A dzięki cichemu zachowaniu z powodzeniem połowimy nawet na płytkich łowiskach.
Na początku kwietnia zrobiłem rozpoznanie łowiska. Postanowiłem łowić na środku klatki, na wypłyceniu między tamami. Wiosną jest tam na tyle dużo wody, aby grube ryby czuły się bezpiecznie. Miejsce, które wybrałem jest stosunkowo blisko mojego domu (chciałem regularnie nęcić), ale nie jest oblegane przez tłumy wędkarzy. A cisza i spokój to podstawa. Od połowy maja rozpocząłem nęcenie. Co 2-3 dni do wody szła gotowana kukurydza z domieszką innych ziaren oraz kulki proteinowe własnej produkcji. Tu pokłon dla mojej Panny, Kasi, która pomagała mi w ich przygotowywaniu. Zanęty sypałem sporo, bo po około 10 kg gotowanych ziaren. Nie ma obawy o przekarmienie. Część zanęty nurt wyniesie daleko za główkę, a resztę zjedzą leszcze, klenie, jazie, krąpie i miejmy nadzieje karpie.
25 maja, po południu jestem na łowisku. Jest ciepło, pogoda super. W ciągu godziny rozkładam sprzęt i zarzucam dwie gruntówki. Na włosach: kulka i kukurydza. Jeżeli chodzi o grubość żyłki to absolutne minimum to 0,30 mm. Oprócz ryby musimy pokonać jeszcze nurt oraz liczne zaczepy. Przydaje się środek pływający. Obciążenie możliwie najmniejsze, na moim łowisku wystarczały ołowie 30 g. Obowiązkowo przypon odporny na przetarcia. Kije ustawiam pod kątem około 45 stopni – zmniejsza to napór wody na linkę i zapobiega przemieszczaniu się zestawu. Szok! W ciągu godziny od zarzucenia ostre branie na kulkę! Kilka sekund i ryba się spina. Widzę tylko falę na powierzchni kierującą się w stronę nurtu Odry. Szkoda. Ale wiem, że ryby znęciłem w łowisko i co najważniejsze – jedzą moje kulki! Do wieczora bez brań. Następny dzień to kilka delikatnych kleniowych uderzeń – wyciągam ze trzy i wciąż czekam na karpie. Po drugiej nocy zapał słabnie – wciąż nic. Co prawda w łowisku spławia się mnóstwo ryb ale to „tylko” leszcze. Między 5:00 a 6:00 dostrzegam trzy, ciche spławy dużej ryby z ciemnym grzbietem. Podejrzewam duże leszcze, bo przecież karp chlapnąłby na powierzchni. Myliłem się. Po 6:00 branie na kulkę. Ryba idzie powoli przy dnie. Kręci się po całej klatce, ale nie wychodzi w nurt. Zanim go wyholuję, trzy razy wejdzie w zawadę – na szczęście mam ponton i udaje mi się jakoś odhaczyć żyłkę. Przed 7:00 jest w podbieraku. Mój pierwszy ponad 10 kilogramowy karp i to z Odry! Waży 12,3 kg i mierzy 84 cm. Co ważne, połów nie jest dziełem przypadku. Wypracowałem go od początku do końca, z czego jestem bardzo dumny.
|
84 cm, 12,3 kg |
Niestety nie mogłem sobie pozwolić na kolejny kilkudniowy wypad na moje łowisko, a krótkie, kilkugodzinne wypady nie przyniosły efektów. Jednak duże ryby jeszcze odwiedzały to miejsce. W połowie czerwca mój wuj wyholował tam około 10 kg amura. Jeżeli macie dość czasu i dobrze wybraliście i zanęciliście miejscówkę to jestem przekonany, że wyniki będziecie mieli przez cały sezon. Zaszkodzić może drastyczne obniżenie się poziomu wody lub zazdrośni o nasze miejsce wędkarze. Gdy ktoś podpatrzy wasze wyniki, możecie się już nie załapać na łowisko – takie czasy. Mam nadzieję, że udało mi się przekonać kogoś do zmierzenia się z karpiami lub amurami zamieszkującymi Odrę. Jest ich naprawdę sporo. Większość to uciekinierzy ze stawów hodowlanych oraz ryby wypłukane przez Wielką Wodę w 1997. Teraz dorosły do naprawdę godnych rozmiarów. Być może nawet w ciepłe lata wycierają się i stworzyły własną populację.
STRONA GŁÓWNA => KARPIOWANIE
|