Autor: Przemysław "Ziomek" Lech |
Dodano: 09.03.2009 |
Po niezbyt
udanych wyprawach letnich przeszła jesień. A jak jesień to drapieżniki.
Mieszkam nad Odrą i głównie w jej wodach szukam ryb. Wędkuję najczęściej w
towarzystwie mojego taty, a czasem dołącza do nas moja mama, zapalona spiningistka.
Bo kto lubi siedzieć bezczynnie w domu? Czas na wędkowanie to raczej tylko
weekendy. Szczególnie, że dni coraz krótsze. Ach, ta praca. Jednak nawet
sobotnio-niedzielne wypady pozwalają na ciekawe połowy. Drapieżników
szukam na tych samych, znanych mi od lat odcinkach rzeki zarówno w dół jak i w
górę od Krosna. Szczególnie na zewnętrznych zakrętach. W samym mieście nie
łowię - nie lubię ruchu nad wodą, a i o rybę dużo trudniej niż w mniej
zaludnionej okolicy.
Łatwiej będzie
nam o sukces w dobrze poznanych miejscach. Niestety ciężko w Odrze o „klasyczne” zatopione drzewa, wiadomo - regulacja. Jednak innymi, równie
dobrymi, książkowymi miejscami są gwałtowne zmiany głębokości, skarpy,
rumowiska kamieni, a o takie najłatwiej w bliskim sąsiedztwie brzegów. Niemal
na każdej ostrodze jest kilka świetnych stanowisk dla cętkowanego drapieżnika.
Nie da się
ukryć, że najskuteczniejszą przynętą jest żywiec. Za najlepszego uważam płotkę.
Gdy poluję na szczupaki ma ona od 15 do 20 cm. Gdy celem jest sandacz – od 10 do 15 cm. Prócz płotek stosuję
też ukleje, krąpie. Na drapieżniki wybieram się najczęściej na całodniowe
wędkowanie. Małe rybki łowię bezpośrednio przed łowieniem. Odrobina zanęty w
spokojnym zakolu i biały robaczek to sposób na rybki - przynęty.
|
Sandacz
i szczupak z jednej główki
|
Mam ze sobą
dwa zestawy. Pierwszy to spławikówka - na szczupaka. Używam pojedynczych haków
na przyponach wolframowych. Lubię cienkie haki z uwagi na ich wagę – są lekkie
i nie męczą żywca, dzięki czemu lepiej pracuje. Żyłka 0,30 mm. Obciążenie około
6-8 gramów.
Wolę, aby spławik był nieco za mały (żywiec będzie w stanie go zanurzyć na
kilkanaście sekund), niż gdyby miał być to wielki czerwony burak – duży spławik
stawia żywcowi duży opór i szybko go męczy .
Drugi kij to
gruntówka z myślą o sandaczu. Przypon z żyłki. Ołów zależnie od uciągu: od 25-50 g. Żyłka 0,25-0,28mm. I
również cienki hak dopasowany wielkością do przynęty. Nic prostszego.
Z takimi
zestawami i wiaderkiem żywców obejdę w ciągu dnia 4-6 główek. Gruntówkę
ustawiam klasycznie, w okolicach warkocza, na skraju głównego nurtu. Bardzo
ważna sprawa - kabłąk kołowrotka nie może być zamknięty. Na żyłkę kładę np.
niewielki kamyk. Zabezpiecza on żyłkę
przed wysnuwaniem przez nurt, ale przy ataku sandacza (pierwsze uderzenie w
żywca jest najmocniejsze) wypuści żyłkę. Oddajemy linkę z możliwie najmniejszym
oporem (wolny bieg szpuli nie sprawdza się; sandacz często puszcza przynętę,
gdy już po ataku odpływa do swojej kryjówki). Odczekujemy minutę lub dwie i
tniemy.
Podczas gdy
gruntówka wabi sandacze przy nurcie, obławiamy spławikówką całą ostrogę.
Korzystam jak tylko mogę z pomocy prądów wody obmywających główkę. Najpierw
przepuszczam żywca przy samym brzegu, kolejne spływy, nieco dalej. Grunt staram
się dobrać tak, aby rybka pływała około 0,5 m nad dnem. Szukając szczupaka lubię używać
możliwie dużych płotek. Dwudziesto centymetrowa płoć będzie sama szukała
drapieżnika. Jest na tyle silna, że pociągnie zestaw, gdy ołów dosięgnie dna, a
zanurzy spławik, gdy grunt będzie za mały. Spenetruje duży obszar wody w krótkim
czasie. No i nie będziemy musieli męczyć się ze szczupaczym przedszkolem.
Zestaw
spławikowy staram się „położyć” na wodzie „z pod kija” lub delikatnym rzutem z
boku. Mamy pewność, że nie ogłuszymy żywca uderzeniem o wodę, bo im ten
bardziej ruchliwy, tym lepszy.
Klasyczne
stanowisko szczupaka to okolice szczytu główki w sąsiedztwie warkocza.
Najczęściej jest tu dość głęboko, a na dnie leżą kamienie, które porozrzucane
mogą być nawet kilka metrów w dół od szczytu główki. Znalazły się tam podczas
wczesno-wiosennych i zimowych przyborów wody. Zmrożone z krami lodowymi zostają
wyrwane z umocnień brzegu i porozrzucane nieco niżej.
|
9kg, 96cm 08.10.2005
|
Kolejne dobre
miejsce to odcinek brzegu, w który uderza nurt wsteczny z pomiędzy ostróg. Woda
uderza niemal prostopadle do główki i wymywa w brzegu i jego umocnieniach spore
dołki i wyrwy, by następnie rozdzielić się na dwa prądy. Pierwszy płynie w
kierunku zatoki, a drugi w kierunku warkocza. Jest to miejsce do obłowienia
dosyć trudne z uwagi na to, że woda pcha naszą przynętą w stronę brzegu, a więc
i zaczepów. Pomóc może długi, np. 4-metrowy teleskop, którym w razie potrzeby
odciągniemy zestaw w kierunku otwartej wody.
Najtrudniejszy
do obłowienia jest napływ. Naszym sprzymierzeńcem będzie niski stan wody. Wtedy
w woderach wchodzę do wody kilkanaście metrów przed główką i wypuszczam zestaw
w stronę szczytu, starając się nieco spowolnić jego spływ, by drapieżnik miał
czas na reakcję.
Oczywiście
najlepsze okresy brań to poranek i wieczór. Nasilenie brań w tym czasie dotyczy
głównie sandaczy. Na szczupaki możemy liczyć przez cały dzień. A miesiące to
wrzesień i październik, czyli nic nowego. O ile pogoda pozwoli to również
listopad, lecz im bliżej zimy tym trudniej o żywca.
Jest to
wędkowanie dla aktywnych. Jeżeli zależy nam wynikach, musimy niemal cały czas
trzymać wędkę szczupakową w dłoni, by móc kontrolować ruchy zestawu. Jednocześnie
śledzimy kij gruntowy na szczycie ostrogi, by nie przeoczyć brania sandacza.
Przy takim
wędkowaniu bardziej niż wartość sprzętu liczy się umiejętność analizy
napotkanych warunków. Bezmyślne zarzucanie, byle jak, byle gdzie, ze źle
dobranym gruntem lub martwym, nieatrakcyjnym żywcem, mija się z celem.
Ale zapewniam, że warto się przyłożyć!
STRONA GŁÓWNA => ŁOWIENIE DRAPIEŻNIKÓW
|